środa, 30 maja 2018

Jacek Dehnel, "Balzakiana"

KOMEDIA LUDZKA NIEDAWNEJ WSPÓŁCZESNOŚCI

Książka Jacka Dehnela (ur. 1980) budzi odruchowy sprzeciw, czytelnik ciągle bowiem żywi nadzieję na nieprawdziwość losów przedstawionych postaci, po to tylko, by raz po raz obrywać od autora po głowie bolesną świadomością, że choć losy te są najzupełniej fikcyjne, to jednak obdarzone pierwiastkiem prawdopodobności. „Balzakiana” to bowiem dzieło niezwykle gorzkie w swojej wymowie, niewiele jest we współczesnej literaturze polskiej dzieł, które dorównywałyby „Balzakianom” pesymizmem. Głównym bohaterem każdej z czterech zamieszczonych w zbiorze opowieści jest bowiem prawdziwy bóg współczesności – pieniądz i tak nieodłącznie związane z nim obłuda, zakłamanie, upadek wartości i relacji rodzinnych. Także kołtuństwo i parodia religii, objawiająca się dysproporcją między wiarą deklarowaną, a faktycznymi czynami. Porażający jest nakreślony przez Jacka Dehnela portret pierwszych lat nowego, wspaniałego dwudziestego pierwszego wieku w Polsce.

Jak wskazuje już sam tytuł, nad prozą tą krąży duch Honoriusza Balzaka. Zarówno na poziomie treści, jak i formy (tom, podobnie jak u Balzaka skomponowany z kilku niezależnych, ale powiązanych ze sobą postaciami drugoplanowymi mikropowieści). W poniższym fragmencie, autor explicite przywołuje patronującego tej prozie francuskiego pisarza: „Ach, gdybyż Honoriusz B. mógł zobaczyć te dwie mistrzynie! Policzmy tylko: musiałby dożyć prawie stu dziewięćdziesięciu lat ; mieszkałby oczywiście w Gdańsku, bo by go przesiedlili po wojnie z Kresów; od dłuższego czasu byłby pewnie wdowcem, Hańska, oczywiście, trwałaby wiernie u jego boku aż do swojej śmierci, niemal sto lat wcześniej, 10 kwietnia 1882 (…) Oczywiście, musiałby prowadzić bardzo zdrowy tryb życia, zdrowszy niż Jeanne Calment, która, wiadomo, i winko, i tytoń, i słodycze… z pewnością żadnej kawy, żadnej z tych setek, tysięcy filiżanek kawy, które gorączkowo wypijał w ciągu kolejnych nocy, najpierw po jednej, po dwie, po osiem, w końcu po czterdzieści…” Jednym słowem, trawestując znane, i niezbyt mądre przysłowie o Chopinie – gdyby Balzak żył, toby… pisał! Bez wątpienia, miałby o czym pisać.

Jacek Dehnel niejednokrotnie już udowodnił, że w swojej twórczości nie podąża ślepo za literackimi modami, w „Balzakianach” jest to szczególnie dobrze widoczne. W czasie, gdy modne są różnego rodzaju literackie eksperymenty, Dehnel daje czytelnikowi do ręki dzieło klasycyzujące, niedzisiejsze. I to napisane w stylu, którego nie powstydziłby się sam Honoriusz B., z narracją, będącą świadectwem najwyższego kunsztu, kipiącą od zdarzeń i przekonująco zarysowanych postaci, tak dobrą, że aż momentami męczącą. Niewątpliwie wartością dodaną, którą Dehnel obdarzył balzakowski styl, jest obecna w niemal każdym zdaniu łobuzerska ironia, przemieszanie stylu wysokiego z niskim. A także smaczki intertekstualne – nawiązania nie tylko do Balzaka, ale również do innych twórców („Naprawić zamek? Tego nie robi się kocicy”), czy też rozmaitych zdań z ówczesnej rzeczywistości.

Szacunek budzi również dbałość o szczegóły, z jaką zbudowana jest ta proza. I nie chodzi tu wyłącznie o szczegóły topograficzne miast. Choć, muszę przyznać z satysfakcją, że na jednym poważnym błędzie udało mi się Dehnela złapać. Otóż, w drugim opowiadaniu tomu, pt. „Tońcia Zarębska”, tytułowa bohaterka doznaje wylewu krwi do mózgu, narrator podaje dokładną datę zdarzenia – 12 marca 2004 roku. Gdy Tońcia dochodzi do siebie, nikt nie chce się nią zaopiekować, ostatecznie podejmuje się tego zadania, jej młodsza siostra Honorata. „Obie poszły na referendum unijne i obie zagłosowały. Jak? Nie powiedziały nikomu, nawet sobie nawzajem. Ale jeszcze tego samego wieczora Honorata wiwatowała, a Tońcia gderała, że szwabscy targowiczanie sprzedali nas obcemu kapitałowi”. W rzeczywistości przecież wspomniane referendum odbyło się rok wcześniej (7-8 czerwca 2003), a z powyższych słów można wywnioskować, że Polska stała się członkiem UE automatycznie w dniu referendum.
W niczym nie umniejsza to jednak faktu, że „Balzakiana” to bardzo dobra, choć gorzka lektura. Prezentuje, by po raz ostatni przywołać tu Balzaka, „Komedię ludzką” naszej niedawnej współczesności. Warto, w moim przekonaniu, przeczytać, ku przestrodze – przecież akcja wszystkich czterech utworów rozgrywa się ponad kilkanaście lat temu, a od tamtego czasu poddane krytyce zjawiska zdążyły się pogłębić, nie zrobiliśmy nic, aby w dziele pisarza, któremu za kilkanaście następnych lat przyjdzie opisać naszą obecną codzienność, nie musiało być aż tyle pesymizmu i goryczy. 

Jacek Dehnel, "Balzakiana"
Wydawnictwo W.A.B / G.W Foksal, Warszawa 2016
Seria: ...archipelagi
Wydanie III
ISBN 978-83-7414-779-8
Moja ocena: 7/10

Lajos Grendel, "Dzwony Einsteina"