ZAPISKI Z WEWNĘTRZNEGO WYGNANIA
Refleksję na temat książki Tomasza Różyckiego (ur. 1970), należy zacząć od egzegezy tytułu. Tomi – miasto nad Morzem Czarnym, utożsamiane z Konstancą, położoną obecnie na terenie Rumunii. Tam to właśnie w 8 roku n.e. decyzją cesarza Augusta został zesłany Owidiusz. Tomi było kresowym miastem, zamieszkanym przez dwa plemiona zbarbaryzowanych Greków – Getów i Sarmatów. Był to ogromny cios dla poety, który został odseparowany od rodziny i przyjaciół, pozbawiony dostępu do książek i ludzi kultury. Tam poeta napisał słynne „Tristia” – zbiór elegii, będących wyrazem tęsknoty za Rzymem, którego miał już nigdy nie ujrzeć. „Tomi. Notatki z miejsca postoju” jest esejem w formie notatnika, składa się z 163 tekstów o różnej tematyce. Nad całość jednak bezsprzecznie góruje duchowy patronat Owidiusza. Tłem książki jest Opole, miejsce zamieszkania Tomasza Rożyckiego, jak sugeruje poeta, jego osobistym Tomi. Miejscu, w którym w zimie wino zamarza, tak że trzeba je kroić nożem, a uniwersytet mieści się w budynku, w którym jeszcze do niedawna znajdował się szpital.
Kilka jest osi, wyznaczających rytm tej książki –w pierwszej kolejności cykl pór roku zmieniających się w Tomi, od zimy do zimy, lecz przede wszystkim powtarzające się motywy, które znajdują się w centrum zainteresowania pisarza. Różycki relacjonuje swoje podróże, m.in. do Moskwy, Petersburga, Kaliningradu, Wiednia, Wenecji, Krakowa. Wydaje się, że dla Różyckiego każde miasto może stać się mitycznym Tomi, miejscem wygnania. Częstym motywem pojawiającym się na kartach książki jest choroba – zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym. Streszcza epizody z historii swojej rodziny, wygnanej ze Lwowa, po zajęciu miasta przez Sowietów. Komentuje kondycję współczesnej kultury, tzw. popularnej: „(…) opanowała niemal wszelkie dziedziny życia ludzkiego, stała się towarem, przemysłem, pułapką, treścią i formą egzystencji. Nie sposób się przed nią bronić, wszyscy w niej uczestniczymy, wszyscy jesteśmy jej sojusznikami. Stanowi zagrożenie dla tak zwanej kultury wysokiej, zagrożenie śmiertelne: wypiera ją i osłabia, przedrzeźnia i psuje. Promuje kicz, uśrednia gusta, banalizuje to, co wybitne. Skraca i streszcza to, co trudne i niestreszczalne. Powtarza i powiela to, co wyjątkowe, jedyne, unikatowe”. Może właśnie dlatego tak trudno przychodzi streścić, a co dopiero zrecenzować „Tomi. Notatki z miejsca postoju”, że jest to książka z najwyższej humanistycznej półki. Dużą jej część stanowią także eseje na temat pisarzy różnych epok. Tomasz Różycki zauważa pod koniec, że „jedynym sensem literatury jest przelotny moment olśnienia” – takich olśnień autor doznaje na kartach tej książki wiele, relacjonując je jednak w tak dalece erudycyjny sposób, że czytelnik ma szansę ogrzać się w ich świetle.
Kończę tę nieco nieskładną notkę bardzo zaskakującym dla mnie fragmentem na temat postrzegania roli poety we współczesnej Francji. „(…) w kraju, gdzie przedstawianie się jako poeta to równie pretensjonalne i żenujące wyznanie jak przedstawienie się jako misjonarz jakiegoś Kościoła, a uprawianie poezji należy do tego typu zajęć jak zbieranie pustych puszek po piwie lub handel obnośny, akwizycja niemodnych, nieekologicznych, niepraktycznych i niemoralnych czapek z lisa”. Za teki stan rzeczy, jak twierdzi Różycki są odpowiedzialni poeci spod znaku Oulipo wraz z setkami naśladowców, a także ich mistrzowie – Stéphane Mallarmé, parnasiści, Paul Valéry, Saint-John Perse,„niegroźni wariaci pokroju Raymonda Roussela”. A także on – „ten, komu oni wszyscy starali się dorównać, z kim wciąż się mierzyli, kogo przeklinali i o kim śnili, kogo czytali z wypiekami na twarzy i kogo raz w raz symbolicznie starali się zabijać” – Arthur Rimbaud, l’enfant prodigue poezji, po którym zwyczajnie n i e w y p a d a nazywać się poetą. Ciekawe, nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Takich smaczków, olśnień jest w książce Tomasza Rózyckiego znacznie więcej. To nie tylko esej najwyższej próby, ale również znakomita proza. Z pewnością będę wracał do niej wielokrotnie, bardziej dokładnie studiując tę kopalnię humanistycznej wiedzy.
PS. Jak podaje Wikipedia: „Owidiusz został w 2008 roku uniewinniony przez sąd w rodzinnej Sulmonie. W grudniu 2017 roku rada miejska Rzymu zrehabilitowała Owidiusza i zdecydowała anulować postanowienie Oktawiana Augusta o wygnaniu”. Poeto, w starciu z polityką, twoja pieśń zawsze ujdzie cało. Mimo że Tomi, jak twierdzi Różycki – może być wszędzie, to nade wszystko nie będzie go w twojej głowie.
Refleksję na temat książki Tomasza Różyckiego (ur. 1970), należy zacząć od egzegezy tytułu. Tomi – miasto nad Morzem Czarnym, utożsamiane z Konstancą, położoną obecnie na terenie Rumunii. Tam to właśnie w 8 roku n.e. decyzją cesarza Augusta został zesłany Owidiusz. Tomi było kresowym miastem, zamieszkanym przez dwa plemiona zbarbaryzowanych Greków – Getów i Sarmatów. Był to ogromny cios dla poety, który został odseparowany od rodziny i przyjaciół, pozbawiony dostępu do książek i ludzi kultury. Tam poeta napisał słynne „Tristia” – zbiór elegii, będących wyrazem tęsknoty za Rzymem, którego miał już nigdy nie ujrzeć. „Tomi. Notatki z miejsca postoju” jest esejem w formie notatnika, składa się z 163 tekstów o różnej tematyce. Nad całość jednak bezsprzecznie góruje duchowy patronat Owidiusza. Tłem książki jest Opole, miejsce zamieszkania Tomasza Rożyckiego, jak sugeruje poeta, jego osobistym Tomi. Miejscu, w którym w zimie wino zamarza, tak że trzeba je kroić nożem, a uniwersytet mieści się w budynku, w którym jeszcze do niedawna znajdował się szpital.
Kilka jest osi, wyznaczających rytm tej książki –w pierwszej kolejności cykl pór roku zmieniających się w Tomi, od zimy do zimy, lecz przede wszystkim powtarzające się motywy, które znajdują się w centrum zainteresowania pisarza. Różycki relacjonuje swoje podróże, m.in. do Moskwy, Petersburga, Kaliningradu, Wiednia, Wenecji, Krakowa. Wydaje się, że dla Różyckiego każde miasto może stać się mitycznym Tomi, miejscem wygnania. Częstym motywem pojawiającym się na kartach książki jest choroba – zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym. Streszcza epizody z historii swojej rodziny, wygnanej ze Lwowa, po zajęciu miasta przez Sowietów. Komentuje kondycję współczesnej kultury, tzw. popularnej: „(…) opanowała niemal wszelkie dziedziny życia ludzkiego, stała się towarem, przemysłem, pułapką, treścią i formą egzystencji. Nie sposób się przed nią bronić, wszyscy w niej uczestniczymy, wszyscy jesteśmy jej sojusznikami. Stanowi zagrożenie dla tak zwanej kultury wysokiej, zagrożenie śmiertelne: wypiera ją i osłabia, przedrzeźnia i psuje. Promuje kicz, uśrednia gusta, banalizuje to, co wybitne. Skraca i streszcza to, co trudne i niestreszczalne. Powtarza i powiela to, co wyjątkowe, jedyne, unikatowe”. Może właśnie dlatego tak trudno przychodzi streścić, a co dopiero zrecenzować „Tomi. Notatki z miejsca postoju”, że jest to książka z najwyższej humanistycznej półki. Dużą jej część stanowią także eseje na temat pisarzy różnych epok. Tomasz Różycki zauważa pod koniec, że „jedynym sensem literatury jest przelotny moment olśnienia” – takich olśnień autor doznaje na kartach tej książki wiele, relacjonując je jednak w tak dalece erudycyjny sposób, że czytelnik ma szansę ogrzać się w ich świetle.
Kończę tę nieco nieskładną notkę bardzo zaskakującym dla mnie fragmentem na temat postrzegania roli poety we współczesnej Francji. „(…) w kraju, gdzie przedstawianie się jako poeta to równie pretensjonalne i żenujące wyznanie jak przedstawienie się jako misjonarz jakiegoś Kościoła, a uprawianie poezji należy do tego typu zajęć jak zbieranie pustych puszek po piwie lub handel obnośny, akwizycja niemodnych, nieekologicznych, niepraktycznych i niemoralnych czapek z lisa”. Za teki stan rzeczy, jak twierdzi Różycki są odpowiedzialni poeci spod znaku Oulipo wraz z setkami naśladowców, a także ich mistrzowie – Stéphane Mallarmé, parnasiści, Paul Valéry, Saint-John Perse,„niegroźni wariaci pokroju Raymonda Roussela”. A także on – „ten, komu oni wszyscy starali się dorównać, z kim wciąż się mierzyli, kogo przeklinali i o kim śnili, kogo czytali z wypiekami na twarzy i kogo raz w raz symbolicznie starali się zabijać” – Arthur Rimbaud, l’enfant prodigue poezji, po którym zwyczajnie n i e w y p a d a nazywać się poetą. Ciekawe, nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Takich smaczków, olśnień jest w książce Tomasza Rózyckiego znacznie więcej. To nie tylko esej najwyższej próby, ale również znakomita proza. Z pewnością będę wracał do niej wielokrotnie, bardziej dokładnie studiując tę kopalnię humanistycznej wiedzy.
PS. Jak podaje Wikipedia: „Owidiusz został w 2008 roku uniewinniony przez sąd w rodzinnej Sulmonie. W grudniu 2017 roku rada miejska Rzymu zrehabilitowała Owidiusza i zdecydowała anulować postanowienie Oktawiana Augusta o wygnaniu”. Poeto, w starciu z polityką, twoja pieśń zawsze ujdzie cało. Mimo że Tomi, jak twierdzi Różycki – może być wszędzie, to nade wszystko nie będzie go w twojej głowie.
Tomasz Różycki, "Tomi. Notatki z miejsca postoju"
Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2013
Seria: Podróże
Wydanie I
ISBN 978-83-60046-72-2
Moja ocena: 9/10