piątek, 30 czerwca 2017

Zbigniew Mentzel, "Laufer"

RUCHEM GOŃCA PO SZACHOWNICY KULTURY

     Książkę otwiera motto z Jamesa Joyce’a: „Skoro tyle pamiętasz – wystarczy p o ł ą c z y ć”. Zbigniew Mentzel pamięta sporo, a więc połączył precyzyjnie. Połączył ze sobą wiele tematów i tonacji, często krańcowo od siebie odległych, uzyskując w „Laufrze” imponującą prozatorską mozaikę.

    Ale po kolei. O twórczości Zbigniewa Mentzla (ur. 1951) dowiedziałem się za przyczyną Jerzego Pilcha, a konkretnie wywiadu-rzeki pt. „Zawsze nie ma nigdy”, który przeprowadziła z nim Ewelina Pietrowiak. Pilch, powołując się w wywiadzie na długoletnią znajomość z autorem „Laufra”, komentuje jego bibliofilię, mówiąc, że Mentzel jako pierwszy wprowadził w życie hasło: „Trzeba mieć wszystkie książki”. (Dygresja: co do relacji Mentzla z Pilchem – w występującej w pierwszym opowiadaniu „Laufra”, pt. „Roeoender” Hance, uważny czytelnik rozpozna byłą żonę Pilcha). Toteż kiedy w księgarni Matras, na stercie przecenionych książek ujrzałem „Laufra” Zbigniewa Mentzla (w cenie 2 złotych polskich!), w dodatku w czarno-białym wydaniu londyńskiego „Pulsu” z 1998 roku, nie wahałem się ani chwili.

    Książka podzielona została na 4 części – na część pierwszą, pt. „Most nad mostami”, składają się mini-opowiadania, w których autor opisuje lata swojej młodości. Ich elementem wspólnym jest przedstawienie człowieka, którego osobiście dotyka historia.

    Część druga, pt. „Rozkosze wylewania kwasu chlebowego”, to zbiór esejów/felietonów, których tematyka krąży wokół giełdy papierów wartościowych, spekulacji, inwestycji, zysków i strat. Od połowy lat dziewięćdziesiątych Zbigniew Mentzel jest bowiem inwestorem giełdowym i komentatorem specjalistycznej prasy dla finansistów. Trudno o świat bardziej odległy od moich zainteresowań, jednak przeczytałem te eseje z przyjemnością, ponieważ w większości przypadków historie giełdowe są jedynie pretekstem, by opowiedzieć coś więcej, coś ważniejszego.

    W części trzeciej, zatytułowanej „My, żywi” autor, tym razem posługując się formą felietonu komentuje i wspomina wydarzenia kulturalne z tamtych lat, m.in.: przyznanie Wisławie Szymborskiej Nagrody Nobla i jej drobne faux pas przy jej odbiorze, dyskusję na temat wydarzeń marca 1968, itp. Użyta forma jest nieprzypadkowa, ponieważ Mentzel przez lata publikował swoje felietony na łamach „Tygodnika Powszechnego.

    Część czwarta, pt. „Okno w okno” – to tylko jeden tekst, autobiograficzne opowiadanie o zdarzeniu z dzieciństwa, pierwszym etapie stawania się pisarzem. Autor bowiem chętnie posługuje się klamrą kompozycyjną – zarówno na poziomie poszczególnych opowiadań, jak i w kontekście całego zbioru. „Laufer” to więc mozaika wielopoziomowa, złożona z wielu elementów - dopracowane kompozycyjnie są wszystkie zawarte w niej teksty, co daje taki sam efekt, jeśli na dzieło spojrzymy globalnie.

    Proza Zbigniewa Mentzla to ponad wszelką wątpliwość dzieło erudyty, pisarza o solidnym intelektualnym backgroundzie. I dlatego też, pomimo upływu lat, „Laufer” to nadal wartościowa, godna polecenia lektura.



Zbigniew Mentzel, "Laufer"
Wydawnictwo "Puls", Londyn 1998
Wydanie I
ISBN 1-85917-077-3
Moja ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lajos Grendel, "Dzwony Einsteina"