EDWARD STACHURA 18 VIII 1937 – 24 VII 1979
Que reste-t-il de nos amours? – czyli w hołdzie Mistrzowi, z okazji
80-lecia urodzin
Edward Stachura urodził się w Charvieu (Francja) 18
sierpnia 1937 roku. A zatem, gdyby żył, skończyłby dziś 80 lat. Gdyby nie
chciał za wszelką cenę stać się tym Człowiekiem-Nikt, Człowiekiem-Się, co
ostatecznie udało mu się tego przeklętego 24 lipca 1979 roku.
Jeśli mogę o którymś pisarzu powiedzieć, używając napuszonego,
kabotyńskiego słowa „Mistrz”, to z pewnością mogę to powiedzieć właśnie o
Stachurze. Jestem przekonany, że to właśnie jego twórczość wpłynęła na mnie jak
żadna inna, ukształtowała moją osobowość. Jedną z pierwszych moich dorosłych
lektur był przypadkowo znaleziony w domu rodzinnym (do dzisiaj nie wiem, skąd
się u nas znalazł) niewielki tomik wierszy Stachury „Taki wieczór choć rano”,
wydany w 1987 roku nakładem Młodzieżowej Agencji Wydawniczej (za wybór wierszy
odpowiadali Jerzy Koperski i Janusz Żernicki). I choć to książeczka
miniaturowa, zaledwie 166 stron licząca, stała się dla mnie lekturą na lata.
Najpierw w szkole średniej, później na studiach w Lublinie, gdzie często i z
przyjemnością była czytana podczas piwnych posiedzeń w miejscowych knajpach.
Czytana wielokrotnie – do tego stopnia intensywnie, że z biegiem czasu i tak
już wysłużony egzemplarz uległ zniszczeniu i wszystkie kleje i taśmy klejące
okazywały się bezradne. I choć – jak u Brunona Schulza – jej strony były zbyt
małe, by je wydzierać i owijać w nie mięso i kanapki dla Ojca – dla mnie zawsze
pozostanie już Księgą, której oryginał obecnie „znajduje się w głębokim
poniżeniu”. W tym roku postanowiłem
zakupić (za grosze) drugi jej egzemplarz – i choć zawsze pozostanie „tylko”
kopią, to zawsze warto będzie doń zajrzeć, by przypomnieć sobie coś z tamtych
emocji, wrażeń i doświadczeń.
Tak, chciałem zostać Człowiekiem-Nikt i tak właśnie się
czułem przez lata studiów na romanistyce na KUL-u, pamiętając, że dokładnie 50
lat wcześniej studentem romanistyki KUL był sam Stachura. Moim zdaniem, jego
duch był tam wciąż wyczuwalny (do tego przyczynił się inny zbiór, tym razem
opowiadań, pt. „Moje wielkie świętowanie”). Nawet największa miłość z biegiem
lat przeradza się w przyjaźń – i nie jest to degradacja, tylko ewolucja.
Pojawili się również Nowi Mistrzowie, ale ich obecność nie podważa wartości
Mistrzów Dawnych - protoplastów wrażliwości. A może też dlatego, że w pewnym
momencie zrozumiałem, że Człowiekiem-Nikt nie można się stać całkowicie, że
„będę szedł/ będę biegł/ nie dam się”. Dziś, choć nie potrafię już czytać
Edwarda Stachury z takim jak dziesięć lat temu nabożeństwem i bezkrytycyzmem,
zachowałem do jego twórczości sentymentalny stosunek, pamiętając komu
zawdzięczam swoje dzisiejsze myślenie o literaturze, a może myślenie w ogóle. Pierwsze
inicjacje literackie są ważne na równi z innymi. Nadal wzruszam się, przy
„Siekierezadzie”, „Całej jaskrawości”, czy oglądając spektakl teatru
telewizji z 1996 roku pt. „Pogodzić się
ze światem”, z Mirosławem Baką w roli głównej. I jeśli mam jakąś wrażliwość, to
pochodzi ona właśnie stamtąd. Ostatnio w jednym z antykwariatów znalazłem
pośmiertny zbiór ineditów Stachury z
1990 roku pt. „Postscriptum”. Ten tytuł mówi wiele – otóż kiedy już się wysłało
wiele listów, napisało manifesty, teraz trzeba wywołać ducha – przejść do
postscriptum. Co przecież nie wyklucza ponownej lektury.
Podpisano: Niedoszły Człowiek-Nikt, 18 sierpnia 2017


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz