czwartek, 8 lutego 2018

Marian Pankowski, "Nastka, śmiej się!"

SAECULUM PANCOVIANUM, ALBO CZAS ZASTYGŁY

Marian Pankowski (1919-2011) – sanoczanin z urodzenia, emigrant z konieczności, brukselczyk z wyboru. Do niedawna istniał w mojej świadomości wyłącznie jako poeta – w 1974 roku pięć jego wierszy („Drzewom”, „Wieczór sanocki”, „Rano”, „List matki” oraz „Dzbanie mój…”) zostało umieszczonych w słynnej antologii „Wiersze z rzeszowskiego” pod redakcją Jerzego Pleśniarowicza. Jednak określanie Pankowskiego wyłącznie mianem poety jest przejawem niepełnej recepcji jego twórczości. Poza licznymi tomami poezji, za życia opublikował Pankowski 15 tomów prozy. „Nastka, śmiej się!” nie jest tomem zaplanowanym przez autora, książka opublikowana została już pośmiertnie, w 2013 roku i stanowi zbiór ośmiu opowiadań, które nie doczekały się samodzielnej publikacji książkowej, a były jedynie publikowane w czasopismach literackich – w „Twórczości”, „Lampie” i „Pamiętniku Literackim”. Cóż, najwidoczniej tak miało być, że twórczość urodzonego w Sanoku pisarza przyszło mi poznawać w odwrotnie chronologicznym porządku.

Opowiadania Mariana Pankowskiego niemal natychmiast ujęły mnie niezwykłym kunsztem narracji, niezwykłą dbałością o słowo, zewsząd widocznym poetyckim drygiem. Teksty zebrane w tomie „Nastka, śmiej się!” pochodzą z ostatniego okresu w życiu pisarza, ich autorem jest zatem człowiek ponadosiemdziesięcioletni, doświadczony przez życie i dzięki temu, patrzący na świat z odpowiedniej perspektywy. A perspektywę tę wyznacza to, niewątpliwie spojrzenie „oczami sprzed chmur krematoryjnych”, kiedy wraz z bratem, niczym „sine skorupiaki, odłupujemy się z cmentarnych kamieni, na których dwie, trzy linijki jak w encyklopedii”. Trudno o osobę bardziej uprawnioną do takiego spojrzenia niż Marian Pankowski, bowiem pisarz podczas drugiej wojny światowej był więźniem obozów koncentracyjnych, kolejno w Auschwitz, Gross-Rosen, Nordhausen i Bergen-Belsen. A jednocześnie Pankowski w swojej prozie jest daleki od wszelkich mitologizacji, od uprawiania apologii, wątpliwej martyrologii. Nie wypowiada się w swoich opowiadaniach ex cathedra, unika moralizatorstwa, której to pokusie mógłby przecież ulec. Mówi o tym wprost w opowiadaniu „Nie grają nam surmy bojowe”: „Unikam obchodów, unikam rocznic z mszą i przemówieniami, i chóralnego śpiewania dziewiętnastowiecznych pieśni patriotycznych”. Oddaje hołd przeszłości w inny, bardziej stonowany i humanistyczny sposób, poprzez przywoływanie i opisywanie przeszłości, dawnych, ulotnych chwil. Pankowski w swoich nostalgicznych utworach pisze o rzeczach uniwersalnych w sposób graniczący z ulotnością, doraźnością, ocierający się o efemeryczność. Bowiem fundamentem, na którym opiera pisarz swoje opowiadania, staje się zawsze jakieś z pozoru nieważne i nie do zapamiętania spotkanie, czy zdarzenie. Jak na przykład w opowiadaniu „O siostrzanej miłości” – przypadkowo spotkana na krakowskim Rynku kobieta, okazuje się być siostrą towarzysza niedoli obozowej. Choć podejmowane tematy nie należą do łatwych – życie obozowe, emigracyjne miłosne uniesienia, czy choćby rozliczenie się z całkiem aktualną wówczas dla autora problematyką starości, to jednak Pankowski pisze o tym w niezwykły sposób. Nieco obrazoburczy, zmienny, ironiczny i kapryśny, a z pewnością świeży, inspirujący i nie pozwalający na jednoznaczną klasyfikację. To właśnie dlatego prof. Przemysław Czapliński nazywa Pankowskiego „najmłodszym spośród najstarszych pisarzy”. Sam autor twierdził natomiast, że jego pisarstwo jest „radosną bezczelnością”.

Mówi się o Pankowskim, że jest pisarzem-gawędziarzem. Ja myślę jednak, że to niepełny jego obraz – uważam go za twórcę o głębokim intelektualnym backgroundzie, jego prozy nie sposób przecież sprowadzić jedynie do roli zbioru anegdot. „To już nie gawędziarz, co ciepłą dupą do przyzby przyrósł, to tragik wspaniały, to drugi Malraux, pochylony nad stuleciem, nad Europą… bo słyszy, jak dudnią kopyta watahy brodatych najeźdźców, jak tętnią szwadrony ułanów z Maryją w ryngrafie… Ten jego głos emfazy podbitej życzliwym humorem” – te słowa z opowiadania „U starszego brata na przyzbie” odczytuje jako mimowolną autocharakterystykę pisarza. Autor układa swoją prozę ze zdarzeń minionych, sięgając do „raptularza momentów, które gości pamięć”, a jego opowiadania tworzą fascynującą mozaikę tematów, która jest prawdziwym poematem o czasie zastygłym. Marian Pankowski żył długo, opisywał świat przez ponad siedemdziesiąt lat, dlatego też myślę, że nie byłoby przesady w tym, gdyby wiek dwudziesty, który przeżył niemal w całości, określić po prostu mianem Saeculum Pancovianum, wiek Pankowskiego. Zdecydowanie polecam lekturę zbioru „Nastka, śmiej się!”, to niesamowite, że o dogłębnie i do znudzenia nieraz opisanym świecie można opowiadać w tak niezwykły sposób, który jednak jest czymś o wiele więcej niż zwykłym lingwistycznym manieryzmem.

Marian Pankowski, "Nastka, śmiej się!"
Korporacja Ha!art, Kraków 2013
Seria: Prozatorska
Wydanie I
ISBN 978-83-62574-96-4
Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lajos Grendel, "Dzwony Einsteina"