piątek, 6 kwietnia 2018

Petr Šabach, "Pijane banany"

BUSZUJĄCY W CZECHOSŁOWACJI

Znakomita książka. Napisana w brawurowym stylu, w którym można dostrzec wpływy Haška i Hrabala. I choć sam jestem raczej zdeklarowanym kunderowcem niż hrabalowcem, to bawiłem się świetnie. Powieść „Pijane banany” zabiera nas do Pragi, w sam środek lat osiemdziesiątych. Towarzyszymy trzem szesnastolatkom – Honza Břečka, głuchoniemy Wicio i bezimienny bohater, pełniący funkcję narratora, spędzają całe godziny na podwórku, przeżywając typowe dla tego wieku pierwsze miłości, rozczarowania, wybryki (czy wręcz ekscesy). Snują pierwsze poważne marzenia i plany, chcą za wszelką cenę wyrwać się z przewidywalnej rzeczywistości, jaka ich otacza, uciec od zatęchłych mieszkań w blokowiskach i niewylewających za kołnierz ojców, a jeszcze częściej – ojczymów. Alkohol w „Pijanych bananach” rzeczywiście leje się gęsto, ale z pewnością nie jest głównym bohaterem powieści. „Pijane banany” to według mnie przede wszystkim opowieść o marzeniach i dojrzewaniu do nich. Trudno nie zauważyć pewnego powinowactwa głównego bohatera powieści Šabacha z Holdenem Caulfieldem z „Buszującego w zbożu” Salingera.

Myślę, że Czesi mają coś, czego bardzo brakuje nam, Polakom – mianowicie poczucie humoru i dystans do siebie samych. Właśnie te dwie zalety pozwoliły Petrowi Šabachowi (1951-2017) na stworzenie tak doskonałej, rozhuśtanej emocjonalnie narracji. Choć to opowieść pełna dygresji, opisująca w większości zabawne perypetie trójki młodocianych bohaterów, tak że trudno miejscami powstrzymać wybuchy śmiechu, to autor nie unika również tematów trudnych, opisując je w groteskowy co prawda, ale niezwykle sugestywny i zapadający w pamięć sposób. Mam tu na myśli przewlekły alkoholizm Bedřicha, zwanego też Bedziem – ojczyma głównego bohatera. „(…) dopadło mnie gorzkie wspomnienie, jak kiedyś mama cieszyła się na urlop w Bułgarii, mieliśmy jechać, ale koniec końców nic z tego nie wyszło, bo Bedzio przepił wszystkie oszczędności. – Głos! Jakiś głos! – bełkotał, kiedy zdejmowałem mu zaszczane spodnie. – To on kazał mi to zrobić! (…) Tego dnia znaleźliśmy go z mamą w piwnicy. Siedział w ciemnościach. Pamiętam, że matka zszokowała mnie, bo zapytała tylko: - Czemu siedzisz po ciemku? (…) odpowiedział nieobecnym głosem: - Żebym nie widział, ile zostało w butelce”. Takich wahnięć jest w „Pijanych bananach” sporo – Šabach lubi w swojej prozie mieszać tonacjami i czyni to w dobrym stylu. Tylko surrealizmem nie sposób tego nazwać, bo przecież jest to realizm, często aż do bólu.

Petr Šabach zasługuje z pewnością na miano znakomitego satyryka prozy, mistrza anegdoty. Swoją przygodę z pisarstwem rozpoczął późno, bo w 1986 roku, czyli w wieku 35 lat. W tym czasie imał się różnych zawodów, był między innymi sanitariuszem, bibliotekarzem, czy stróżem nocnym i, jak się wydaje, „zbierał” różne historyjki, opowieści i zdarzenia, które później mógł literacko wykorzystać w swoich utworach. Dykteryjek w „Pijanych bananach” jest mnóstwo – że wspomnę tylko o dwóch – o rzeźbiarzu, który poszedł na dworzec, by samego siebie przywitać na peronie, czy o pijanym doktorze nauk prawnych, który wynajął jednego z bohaterów, by powiedział za niego słowo „rododendron” – hasło, które musiał powiedzieć wyraźnie, by jego żona otworzyła mu drzwi mieszkania.

„Bo jak niby odróżnić mądrą książkę od normalnej?” – zastanawia się bohater. „To proste jak drut. Ja rozpoznaję mądrą książkę po tym, że zwykle jej nie rozumiem”. Otóż posługując się tą metodologią, stwierdzam, że „Pijane banany” to książka bardzo mądra, mimo że lekka, łatwa, przyjemna i niestwarzająca problemów ze zrozumieniem (jedyne trudne i ważne dla akcji powieści słowo, które może wprawiać współczesnego czytelnika w zakłopotanie – „ceczki”, jest wyczerpująco wyjaśnione przez autora w posłowiu). Jest w niej bowiem nie tylko specyficzny czeski humor, groteska i jajcarskie anegdoty, ale też i sporo ciemnych zakamarków, do których trzeba umieć się przebić. Za sprawą „Pijanych bananów” odkryłem twórczość niezwykle interesującego pisarza, którego dorobek niestety przedwcześnie się zamknął, ale już z niecierpliwością oczekuję momentu, w którym poznam pozostałe jego utwory.

Petr Šabach, "Pijane banany"
Tłumaczenie: Julia Różewicz
Wydawnictwo Afera, Wrocław 2015
Wydanie I
ISBN 978-83-937711-5-8
Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lajos Grendel, "Dzwony Einsteina"