piątek, 7 lipca 2017

Henri Michaux, "Niejaki Piórko"

HENRI MICHAUX – POETA ŁASKOCZĄCY  

Z przyjemnością powróciłem do perypetii Pana Piórki, dlatego że to króciutka i przyjemna lektura, a przede wszystkim – arcydzieło literatury francuskiej, jeden z najważniejszych tekstów w historii kultury europejskiej. „Niejaki Piórko” Henriego Michaux (1899-1984) to zbiór makabresek, króciutkich historyjek z pogranicza jawy i koszmaru. Tytułowy bohater to typowy everyman, człowiek niepozorny, skromny, nijaki, wiecznie przepraszający, że żyje. Staje się on dla autora idealnym „kozłem ofiarnym” – żyjąc w brutalnym i nieprzyjaznym świecie, doświadcza najróżniejszych przykrości. A to podczas snu kradną mu dom, (a ponieważ jego łóżko stało akurat na torach kolejowych – ginie jego żona), a to zostaje aresztowany w restauracji za to, że na jego talerzu leżał kotlet, którego nie było w karcie, a to lekarz musi amputować mu palec, w wyniku czego nie może napisać listu do matki, a to znowu trzech mężczyzn wyzywa go na pojedynek.
Piórko żyje w miniaturowym kafkowskim świecie, jednak tylko na pozór, gdyż nie jest do końca bezbronny, ani niewinny – ma na swoim sumieniu zabójstwo wszystkich mężczyzn na pewnym balu (tych, którzy niesłusznie chcieli się pojedynkować), współudział w zabójstwie pięciu Bułgarów w przedziale nocnego pociągu, niejasny jest także jego udział w zorganizowanej grupie przestępczej kradnącej ludziom głowy.

Zaiste, autor znęca się nad swoim bohaterem ponadprzeciętnie. Doskonałe podsumowanie „Niejakiego Piórki” możemy odnaleźć w innym utworze Henriego Michaux – wierszu pt.: „Moje zajęcia”, cytuję w przekładzie Julii Hartwig:

  Rzadko mogę patrzeć na kogoś i nie uderzyć. Inni wolą monolog wewnętrzny. Ja nie. Wolę bić.

   Są ludzie, którzy siadają naprzeciw mnie w restauracji i nie mówiąc nic siedzą tak jakiś czas, postanowili bowiem coś zjeść.

    Oto jeden z nich.

    Więc chwytam go, bęc.

    I jeszcze raz, bęc.

    Wieszam go na wieszaku.

    Zdejmuję.

    Znów wieszam.

    Znów zdejmuję.

    Kładę na stół, ugniatam i duszę.

    Brudzę go i zalewam wodą.

    Odżywa.


    Płuczę go, rozkładam (zaczynam się denerwować, trzeba z tym skończyć), ugniatam, wyciskam, wyżymam, wkładam do mojej szklanki, wyrzucam ostentacyjnie zawartość na ziemię i mówię do kelnera: "Proszę jednak o czyściejszą szklankę.”


    Ale czuję się źle, płacę szybko rachunek i wychodzę. 


Uwaga na marginesie: w 1969 roku, Krystyna Zachwatowicz wygłaszała w Piwnicy pod Baranami monolog pt.: „Ciach, trach”. Miał on być fragmentem wspomnień niejakiej Jadwigi Mrozowskiej. Jednak już na pierwszy rzut oka widać, że jest on niczym więcej, jak tylko przerobionym na formę żeńską pierwszym opowiadaniem ze zbioru o Piórce, pt. „Spokojny człowiek”. Sprawdziłem: chodzi tu najprawdopodobniej o Jadwigę Mrozowską-Toeplitz  (1880-1966), aktorkę, muzę Tadeusza Boya-Żeleńskiego i jej wspomnienia pt.: „Słoneczne życie”, opublikowane w 1963 roku. Mało prawdopodobne wydaje się więc, że to Michaux odpisywał od Mrozowskiej, a nie odwrotnie.


Henri Michaux był bez wątpienia twórcą niezwykle oryginalnym, o niespotykanej wręcz stylistyce. Jego twórczość w prostej linii wywodzi się z surrealizmu, co doskonale widać właśnie w przypadku „Niejakiego Piórki” – zapis marzenia sennego (koszmaru) był jedną z podstawowych zasad estetyki surrealistycznej, postulowanej przez André Bretona (1896-1966) w słynnym manifeście z 1924 roku. Istnieje pewna bardzo łatwa do zaakceptowania tendencja, polegająca na tym, że gdy czytelnik napotyka na swojej drodze dzieło szokujące, budzące sprzeciw i niezrozumienie (na poziomie tematyki, stylistyki, słownictwa, formy), najprostszym wyjaśnieniem jakie znajduje jest to, że powstało ono w wyniku nadużywania przez autora środków psychoaktywnych. W wielu przypadkach jest to koncepcja niesłuszna i krzywdząca dla autora, ale nie w przypadku Henriego Michaux, który do eksperymentów z narkotykami i tworzenia pod ich wpływem przyznawał się expressis verbis. Michaux przez całe swoje życie pozostawał także pod silnym wpływem twórczości Comte de Lautréamonta (1846-1870), francuskiego poety, duchowego ojca surrealizmu, który definiował piękno jako „przypadkowe spotkanie parasola i maszyny do szycia na stole sekcyjnym”. Ta fascynacja jest w „Niejakim Piórce” doskonale widoczna.


Niezwykła oryginalność tego dzieła, swoisty melanż tonacji tragicznej z komiczną sprawiają, że „Niejaki Piórko” to nadal fascynująca lektura. Niezwykle krótka, skondensowana (13 opowiadań, małoformatowe wydanie razem ze wstępem Jerzego Lisowskiego liczy niewiele ponad 80 stron). Pan Piórko i jego perypetie prowokują, zasiewają w głowie czytelnika specyficzny ferment. A Henri Michaux tym swoim Piórką – łaskocze tak, jak to potrafią tylko surrealiści.


(Wiersz Henriego Michaux pt.: "Moje zajęcia" cytuję na podstawie: Lisowski Jerzy, Antologia poezji francuskiej, t. 4, "Od Rimbauda do naszych dni", Czytelnik, Warszawa 2006, str. 557-559).

Henri Michaux, "Niejaki Piórko"
Tłumaczenie: Jerzy Lisowski
Wydawnictwo Czuły Barbarzyńca Press, Warszawa 2009
Wydanie II
ISBN 978-83-60318-73-7
Moja ocena: 10/10






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lajos Grendel, "Dzwony Einsteina"