czwartek, 6 lipca 2017

Michał Olszewski, "#upał"

W OKOWACH HASZTAGU

Książka Michała Olszewskiego (ur. 1977) jest niezwykle gorzką i przejmującą satyrą na nowoczesne czasy, w których rolę przewodnią rolę odgrywają nowoczesne środki przekazu, coraz bardziej obezwładniając ludzkie umysły. Jej głównym bohaterem jest niejaki Fej, czterdziestolatek, rekin krakowskiego dziennikarstwa newsowego, czasem akcji jest zaś jeden dzień z jego życia w trakcie wyjątkowego upału u schyłku lata.

Główny bohater, zawdzięcza swój przydomek jednemu z portali społecznościowych, bo, jak sam bez ogródek przyznaje „siedzi głęboko w mediach społecznościowych i bardzo go to kręci”. Dalej opisuje się następująco: „Szeruję, lajkuję, followuję, wokół osi czasu nawijam naprawdę grube tematy (…) Jestem dziennikarzem, jestem redaktorem kontentu, lubię być kontent, lubię generować pozytywne konflikty, a następnie debatować nad rozwiązaniami” (str. 8). Osoby wyczulone na anglicyzmy uprzedzam, że są one naprawdę najmniej denerwującą rzeczą u bohatera. Fej ewidentnie cierpi na pracoholizm, newsoholizm, problemy z utrzymaniem prawidłowych rodzinnych relacji, jak również na niewyleczone problemy neurologiczne. Każdego dnia swojej pracy musi konfrontować się z nadmiarem informacji, bodźców i zdarzeń. Najwyraźniej ma na swoim koncie trudne, bądź wstydliwe doświadczenia gdyż panicznie boi się retrospekcji, jakiejkolwiek formy wspominania. To doprowadza go do początków choroby psychicznej, w wyniku nadmiaru wrażeń zaczynają występować luki w pamięci, a później w życiorysie, co w finale powieści znacząco zaważy na jego losach. Cierpi też na tzw. FOMO, czyli z angielskiego „fear of missing out” (lęk przed przegapieniem ważnej informacji w Internecie), nieustannie coś sprawdza w sieci, scrolluje, lajkuje, researchuje. Jednak wydaje się, że jest po prostu ofiarą współczesnego systemu, niezachwianie wierząc w słuszność tego, co stopniowo go zabija. Ale bezrefleksyjnie wpisuje się w ten świat, sądząc że należy on „do tych, którzy są żywi bardziej, ruszają się najżwawiej i mają do załatwienia najwięcej, to oni poruszają machinerią, oni, nie zmarli” (str. 75).

Z książki Michała Olszewskiego wyłania się niezwykle ponury obraz poziomu współczesnego dziennikarstwa. Brak rzetelności, obiektywizmu, tworzenie artykułów przy użyciu tzw. edytora tekstu, zalecenie szefów, by unikać imiesłowów, długich wyrazów i zdań wielokrotnie złożonych, sztuczne nakręcanie dyskusji za pośrednictwem fikcyjnych kont na portalach społecznościowych i podkręcanie tzw. klikalności („musicie na szybkości jebnąć hejtem, anonimowo, dla podgrzania dyskusji. Żeby był flejm prawdziwy” – mówi Fej do stażystów) – to tylko najpoważniejsze z zarzutów. Nota bene: pewna partia podobno w ten sposób niedawno wygrała wybory w Polsce, płacąc bodajże 2,50 zł od komentarza… W mniemaniu Feja, etos prawdziwego żurnalisty wygląda w dzisiejszych czasach tak: „żeby się utrzymać na powierzchni zdarzeń, żeby nie zostać smutnym w tyle, trzeba jechać, jechać (…) Generalnie, prawda, czas. Ten pośpiech, ten bieg, wszystko. Wiecie jak jest. Szybkość to wolność. Każdy z nas tutaj biegnie, nie ma czasu na gry wstępne, raz-dwa, ad rem, fiuuu, ejakulacja i po wszystkim”. (str. 7). Nieciekawie prezentuje się też obraz współczesnych młodych ludzi, których najbardziej rozwiniętym organem nie jest mózg, a prawy kciuk. Autor trafnie podsumował dzisiejszy narybek dziennikarski, i najpewniej całe pokolenie, trawestując nieśmiertelną mickiewiczowską strofę: „Miej ajfon i patrzaj w ajfon”. Michał Olszewski wie co mówi, sam w końcu jest praktykującym dziennikarzem, publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym” i „Gazecie Wyborczej”, gdzie jest pełni obecnie funkcję redaktora naczelnego krakowskiego oddziału. Mam tylko nadzieję, że Fej jest daleki od bycia porte-parole autora.

Michał Olszewski w swojej powieści posłużył się formą narracji pierwszoosobowej, w technice tzw. strumienia świadomości (ang. stream of consciousness), co niesłychanie uwiarygadnia całą opowieść, w miarę zmieniającego się stanu psychicznego bohatera proza staje się coraz bardziej zagmatwana, obłąkana, chaotyczna. Jednak autor postanowił też oprzeć „#upał” na kanwie prawdziwych historii, o których niegdyś głośno było w mediach. Mamy tu na przykład nawiązania do historii pewnego maratończyka, będącego ambasadorem adopcji bezdomnych zwierząt, który zostawił swojego psa na upale, przywiązując go do słupa przed schroniskiem, czy do pewnego prorosyjskiego dziennikarza, który relacjonując wojnę w Donbasie zrobił sobie selfie z karabinem. Prawdziwa jest też historia, będąca fundamentem całej powieści, której oczywiście nie zdradzę, nie chcąc „spojlerować”. Dodam tylko, że zakończenia domyśliłem się już w połowie powieści, przypominając sobie to bulwersujące zdarzenie sprzed paru lat. Bowiem autor rozważnie, to tu, to tam, rozrzuca po kartkach swojej książki klucze do zrozumienia całości. Historie oparte na faktach - ryzykowne to tworzywo, ale wydaje się że Olszewski poradził sobie z tym zadaniem, gdyż efekt końcowy jest wstrząsający. Do tego stopnia, iż po skończonej lekturze byłem zaskoczony, że rzecz ukazała się w „Znaku”, a nie w Wydawnictwie „Od Deski Do Deski”, w serii „na F/Aktach”, gdzie pasowałaby idealnie.

Tym z Państwa, którzy mają dość tego rodzaju dziennikarstwa, jakie zostało opisane w #upał, tym, którzy dostrzegają te wszystkie medialne triki, którymi jesteśmy manipulowani – tym wszystkim polecam książkę Michała Olszewskiego. Tym zaś, którzy tego jeszcze nie dostrzegają – polecam tym bardziej. W świecie przedstawionym przez Olszewskiego uderza pewnego rodzaju intelektualna jałowość, ograniczenie, płycizna i głupota. Świat ten odruchowo budzi naszą odrazę, moralny sprzeciw. A przecież to jest dokładnie nasz świat. „#upał” to antyutopia, która rozgrywa się na naszych oczach – tu i teraz.



Michał Olszewski, "#upał"
Wydawnictwo "Znak", Kraków 2017
Wydanie I
ISBN 978-83-240-4571-6
Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lajos Grendel, "Dzwony Einsteina"