piątek, 15 grudnia 2017

Andrzej Stasiuk, "Dziennik pisany później"

O WYŻSZOŚCI ZŁOMOWISK NAD KURORTAMI

Tytuł może być mylący, nie ma tak naprawdę wiele wspólnego z formą diarystyczną, jej lapidarnością, doraźnością i improwizacją. To zwyczajnie kolejna świetna, napisana niemożliwym do podrobienia stylem książka Stasiuka. Stasiuk bowiem od lat już sprawia wrażenie, jakby wciąż pisał jedną i tę samą książkę. I wcale nie jest to zarzut. „Dziennik pisany później" jest zbiorem zapisków relacjonujących podróże autora po Bałkanach. Już na początku Stasiuk przytacza pytanie, jakie zadała mu jedna z osób spotkanych na szlaku: „«I po co tu przyjeżdżasz? Dla przyjemności? Bo jest pięknie? Bo egzotyka? Chcesz powiedzieć, że gówno nie śmierdzi? Przecież śmierdzi. Przecież tutaj jest syf»”. Cała książka wydaje się nieustanną próbą odpowiedzi na te pytania, rozbudowanym esejem na temat podróży.

A syf rzeczywiście jest, bo poza oczywistymi tu i ówdzie śladami po wojnie bałkańskiej, mamy tu jeszcze brutalność, zacofanie, i wszechobecny strach – niech świadczy o tym przytoczona przez Stasiuka historia, jak to pewien amerykański dziennikarz razem z kluczem do hotelowego pokoju otrzymał pistolet, żeby w razie czego „radził sobie sam”. Tamtejsi ludzie „żyją z wilkami i zachowują się jak wilki”, a świat traktują jako łup. I te wszystkie pozornie senne, a przecież tak czujne miasteczka – albańskie, bośniackie, czarnogórskie, serbskie – w których nic się nie dzieje, nie ma tam przecież ani za grosz turystycznego klimatu. Andrzej Stasiuk w takich miejscach czuje się na właściwym miejscu, opisując „śmiertelne zmęczenie miast”. Taka właśnie jest narracja „Dziennika pisanego później” – momentami wiejąca nudą, pozbawiona efekciarstwa, epatowania narracyjnym blichtrem – to nie jest książka-Hurghada-all inclusive, to raczej dzieło-survival dla najbardziej wytrwałych. Sam autor ma świadomość tego faktu, pisząc: „Ta opowieść jest żmudna. Nie ma w niej bałkańskiego żywiołu ani ostentacji. Przypomina rejestr. Będę ją ciągnął, dopóki nie skończą mi się zdarzenia, dopóki nie wyczerpią się szczegóły. Nie ma znowu ich aż tak wiele. W końcu niektóre były identyczne z poprzednimi albo następnymi. Czasami to wszystko jest tak monotonne jak albański upał albo bośniacki deszcz”.

„Dziennik pisany później” nie jest tylko, jak często próbuje się zaszufladkować prozę Stasiuka traktatem „o wyższości złomowisk nad kurortami”. Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o sens wypraw na wschód, doprowadza Stasiuka do wstrząsającego rozdziału trzeciego, będącego blisko czterdziestostronicowym, niemal nieprzerwanym strumieniem świadomości – niezwykle gorzkim portretem Polski. Dochodzi Andrzej Stasiuk do wniosku, że wszystkie te podróże są mu potrzebne do tego, by spojrzeć na Polskę z dystansu, perspektywy – co uważa za najwyższy przejaw patriotyzmu. Stasiuk w „Dzienniku pisanym później” antycypuje swoje spojrzenie, które wyraził w wydanej cztery lata później powieści „Wschód” – że Polska jest przecież częścią Wschodu – to, co w pełnej krasie obserwuje Stasiuk podczas swoich podróży, u nas się zaczyna. Polska bardziej przedmurzem chrześcijaństwa jest przedmurzem Orientu. Awangardą, czy ariergardą – to już kwestia subiektywna, zależy od której strony spojrzeć. Opisując swoje podróże po Bałkanach, z tak silnie jeszcze obecnymi śladami wojny, Stasiuk zdaje się również zwracać uwagę, że jak drzazga tkwi w nas podobna plemienność, zajadłość, nieustępliwość i zła fantazja, jak w tych, którzy w imię własnych partykularnych celów „puścili z dymem kawał własnego półwyspu”. Jakaś wspólnota charakterów. I nie w tym momencie akurat znaczenia fakt, że Bałkany to bardziej południe niż wschód. Chodzi o mentalność. „Bo nawet jeśli nie wojna albo kolejna secesja, kolejny podział, kolejna wolność i niepodległość, to po prostu czas, paranoja zmian i obłęd tego, żeby było jak wszędzie - podłożą dynamit i wypierdolą w powietrze całą przeszłość i teraźniejszość”. „Dziennik pisany później” uważam za książkę niezwykle mądrą i potrzebną, choć dociera ona do czytelnika bardzo wolno, jak nie przymierzając autobus jadący z jednego krańca Albanii na drugi. Ale cierpliwości, poczekajmy, nie wysiadajmy przedwcześnie. Weźmy ją sobie do serca w naszym śmiertelnie zmęczonym kraju. Może nam się jeszcze przydać.


Andrzej Stasiuk, "Dziennik pisany później"
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017
Seria: Poza serią
Wydanie II
ISBN 978-83-8049-432-9
Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lajos Grendel, "Dzwony Einsteina"