ROMANSIDŁO DLA AMBITNYCHAldous Huxley (1894-1963) należy do grona najważniejszych pisarzy XX wieku i, z pewnością największych pisarzy w historii literatury. To miano zdobył dzięki jednemu tylko dziełu – napisanemu w 1932 roku „Nowemu, wspaniałemu światowi”. Omawiana powieść, „Geniusz i bogini” bez wątpienia nie jest książką, która zagwarantowałaby Anglikowi miejsce w historii literatury. To Huxley bardziej zwięzły, a przede wszystkim późniejszy – „The Genius and the Goddess” to jego przedostatnia powieść, z 1955 roku, w Polsce opublikowana w 1974 roku, nakładem wydawnictwa Książka i Wiedza, w kultowej serii Koliber, w tłumaczeniu Jana Józefa Szczepańskiego (1919-2003).
„Geniusz i bogini” opowiada historię trójkąta małżeńskiego, między Henrykiem Maartensem, wybitnym fizykiem, laureatem Nagrody Nobla (tytułowy „Geniusz”), jego żoną Katy (tytułowa „Bogini”) a Johnem Riversem, asystentem naukowca. Choć właściwie jest czworokąt, bo jest jeszcze 15-letnia córka Maartensa, Ruth, dopiero co dojrzały podlotek, który molestuje Riversa przy pomocy wierszy i przesadnej atencji. Całą historię opowiada sam Rivers, z trzydziestoletniej perspektywy (opisane wydarzenia na przełomie 1921 i 1922 roku, akcja właściwa –1951).
Zdawać by się mogło, że to zwykły harlequin, niegodny szczególowego omówienia. Może i tak, ale jest to raczej pozór, gdyż nie spotyka się z reguły romansideł tak przepełnionych filozofią, erudycją, mnogością odniesień do pisarzy, historycznych postaci, mitologii itp. Wszystko to jest tu pretekstem do stworzenia portretu ówczesnego społeczeństwa. Dają się tu wyczuć typowe powojenne niepokoje, jakie mogły być udziałem ludzkości w 1951 roku – John Rivers wspomina z nostalgią, że trzydzieści lat wcześniej, były to czasy, „w których można były być fizykiem i nie czuć się winnym”, dziś (w 1951 r.) „nie pozostawiono człowiekowi nawet pociechy samoułudy (...) Ani na chwilę nie pozwalają człowiekowi zapomnieć, czego się od niego żąda. Ad maiorem Dei gloriam? Nie bądź idiotą! Ad maiorem hominis degradationem – do tego zmierza nasza praca”. Oto wykuwa się nowy język – „Potrzeba nam garnituru innych słów. Słów potrafiących wyrazić przyrodzoną wspólność rzeczy. Śluzo-duchowy, na przykład, albo skóro-miłość, lub, dlaczegóżby nie: gruczoło-etyka? Czemu nie wnętrznościozofia?” Lecz niepokoje dają się dostrzec również w opisach lat dwudziestych, oto odchodzi stara epoka, powoli rodzi się modernizm – bezlitośnie rozprawia się Huxley z jednym z najsłynniejszych pisarzy przebrzmiałej epoki wiktoriańskiej – „A te panie i ci panowie z powieści Henry Jamesa. Zastanawiała się [Katy], czy potrafią kiedykolwiek pójść do łazienki”. .Narrator wyraża przekonanie, że to dopiero wtedy ludzie przemienili się w prawdziwych homo sapiens, wcześniej będąc niczym więcej niż „homo moronicus”. Są to wszystko tematy bliskie Aldousowi Huxleyowi, które najpełniej rozwinął w „Nowym, wspaniałym świecie”, ale i tutaj daje się dostrzec jakaś mini-dystopia.
Więc tak – jeśli istotnie „Geniusz i bogini” to romansidło, to na pewno nie w klasycznym, pejoratywnym rozumieniu – doskonale napisane – z głębią i ironią, erudycyjne i bogate w różnorakie odniesienia kulturowe. Zresztą ma powieść ta zdecydowanie biegunowo odległe od romansowej konwencji, tragiczne zakończenie. I dlatego jest wciąż godna polecenia, mając zwłaszcza na uwadze jej pierwsze, znamienne zdania, które można uznać za motto, przyświecające całej twórczości Huxleya: Cały kłopot z fikcją literacką polega na tym, (...) że za dużo w niej sensu. W rzeczywistości nigdy nie ma sensu. (...) Może z Boskiego punktu widzenia jest (...) Z naszego nigdy. Fikcja ma swoją jedność, ma styl. Faktom tego brak”.
Aldous Huxley, "Geniusz i bogini"
Tłumaczenie: Jan Józef Szczepański
Wydawnictwo Książka i Wiedza, Warszawa 1974
Seria "Koliber"
Wydanie II
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz