„Marcovaldo, czyli pory roku w mieście”, książka opublikowana w 1963 roku, patrząc na całość twórczości Itala Calvina (1923-1985) wydaje się być dziełem pośrednim, bliskim realizmowi magicznemu, sytuującym się pomiędzy jego wczesnym neorealistycznym pisaniem a późniejszymi oulipijskimi eksperymentami. Długo i niesłusznie „zaszufladkowana” jako literatura dla młodzieży, dopiero po latach doczekała się „dorosłego” wydania i dostrzeżenia przez krytykę wielopoziomowości narracji i problematyki.
Marcovaldo jest ubogim „miejskim proletariuszem”, który ma na utrzymaniu żonę i sześcioro dzieci, aby zapewnić im lepszy byt pracuje za głodową pensję jako magazynier w dużej metropolii (choć czytelnik nie poznaje wprost nazwy miasta, można przypuszczać, że inspiracją był Turyn – miasto, w którym Calvino przez wiele lat żył i pracował). Opowiadania utrzymane są w tonacji tragikomicznej. Proza Calvina daje się wpisać w to, co w literaturze nazwano „oddaniem głosu podmiotom słabym”. Marcovaldo bowiem jest pariasem nowego społeczeństwa i doświadcza w tych opowiadaniach najróżniejszych przykrości – biurokracji, konsumpcjonizmu, rozmaitych nierówności, powtarzalnego i nierozwijającego zajęcia. Z powodzeniem da się go zaliczyć w poczet postaci doświadczających tzw. „difficulté d’être” (fr. „trudność bycia”). Postaci te, pomimo wszystkiego, czego doświadczają są dalekie od otwartego buntu, a ich sprzeciw przejawia się w upartym trwaniu, podróżowaniu mimo wszelkich przeciwności losu. Widać u Marcovalda spore braterstwo krwi chociażby z postaciami Henriego Michaux, czy Borisa Viana.
Alina Kreisberg, autorka przekładu omawianej książki, zwraca w posłowiu uwagę na jeszcze jedną, interesującą możliwość interpretacji tytułowego bohatera – otóż „valdo”, będące częścią składową jego imienia, kojarzy się wprost ze średniowiecznymi eposami rycerskimi. Czyni to z bohatera rodzaj współczesnego błędnego rycerza, industrialnego don Kichota. Nie jest to bynajmniej żadna nadinterpretacja – Marcovaldo, będący swoistym „więźniem wielkiego miasta”, zdaje się być ostatnim jego mieszkańcem, poszukującym kontaktu z naturą, miejsca, które przypominałoby jego rodzinną wieś. Podtytuł zaś jest nawiązaniem do czterech pór roku, na których oparta jest struktura poszczególnych opowiadań (po jednym na daną porę roku). Rytm życia Marcovalda, pomimo iż prawie wcale nie opuszcza on metropolii, wciąż jest wyznaczany przez przemijające i zlewające się w jedno pory roku. Jednocześnie to miasto jest krajobrazem po jakiejś klęsce, miejscem wciąż toczącej się rywalizacji natury z miejskością – niech zatem nikogo nie zdziwią grzyby, które wyrosły na autostradzie, przemarsz stada krów ulicami, a jednocześnie dymy fabryk, zanieczyszczenie, śnięte ryby w rzekach i oślepiające światła neonów.
„Marcovaldo, czyli pory roku w mieście” to fenomenalna książka, nie przesadzę mówiąc, że jedna z moich ulubionych! W wielu miejscach śmieszy, w wielu staje się przyczyną wzruszenia. Zachowała w sobie pewien pierwiastek aktualności, istotności. Każde opowiadanie jest rodzajem baśni dla dorosłych, która kłuje prosto w serce i długo nie daje o sobie zapomnieć. Może właśnie o to chodzi, również w dzisiejszych czasach – nie zabić w sobie Marcovalda, choćby się miało być ostatnim „osobnym” człowiekiem na Ziemi?
Italo Calvino, "Marcovaldo, czyli pory roku w mieście"
Tłumaczenie: Alina Kreisberg
Wydawnictwo W.A.B / G.W Foksal, Warszawa 2013
Seria "Don Kichot i Sancho Pansa"
Wydanie I
ISBN 978-83-7747-943-8
Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz